Mama wróciła do pracy a małego Dzidziola sprzedała do Filipa, y... no raczej Mamy Filipa, kuzynki swej szanownej bardzo, która swym dobrym i bacznym okiem również dogląda mojego milusińskiego.
Na żłobek nasz jedyno-gminny nie ma podobno szans, a jakoś pracować trzeba!
Więc od poniedziałku tego tygodnia bieżącego roku, Adasiek co rano na ramionach Ojca swego wędruje z uśmiechem do bloku naprzeciwko aby pohasać, wyspać się, wyśmiać, wydigingować (*), upyprać dywan, zeżreć co się da i inne takie (**). Matka w tym czasie na szpileczkach gna do biura.
A co u nas? kupiliśmy wreszcie fotelik samochodowy! i wiecie co, nie chciało mi się czytać o atestach, bezpieczeństwie i kolorach tkanin. Poszłam z Grzesiem (no i śpiącym Bąblem) do biedronki kupiliśmy jedyny jaki był fotelik - czarno-beżowy za niecałe 170 zł.
Przeczytałam na dołączonej karteczce (była trochę uśliniona, kto ma małe dziecko wie czemu...) że fotelik nadaje się dla każdego dziudziusia, jest do 36 kg, i ogólnie posiada te wszystkie bajery z pasami i inne testy atesty.
Pomyśłałam no i fajnie! nie chce mi się sprawdzać na forach i czytać i pytać...
Po południu spakowaliśmy z Adasiem Dziadków i ruszyliśmy na dawno-nieodwiedzaną wieś.
Szaleństwom nie było końca!
Nasz Książę wracał prze-zadowolony i zasypiał w samochodzie z uśmiechem na ustach!
(*) kto zna Adasiowe digi digi wie o co cho
(**) niepotrzebna skreślić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
dziękuję za Twoje słowo :)